fbpx

„Porywa mnie nieokiełznany nurt natchnienia” – rozmowa z Isabelle Margot Moulin

Isabelle Margot Moulin – powieściopisarka, poetka, autorka bajek dla dzieci. W swej prozie pisarka porusza ważne problemy społeczne. Z kolei w poezji i bajkach zachwyca ogromną wrażliwością i barwnym językiem. Do tej pory nakładem Wydawnictwa Borgis ukazały się dwie jej książki: psychologiczno-społeczna powieść „Most” oraz zbiór opowiadań dla dzieci „Księżyc w oknie”. Wkrótce światło dzienne ujrzy trzecia – powieść „Zapytaj o jutro”, a jej wiersze pojawią się w czwartym tomie antologii Poezja naszych dni. W wywiadzie udzielonym Wydawnictwu Borgis opowiada o tym, co ją inspiruje, skąd czerpie natchnienie i jak godzi prace nad książkami ze swym codziennym życiem.

Monika Bronowicz-Hossain, Wydawnictwo Borgis: Pisze Pani powieści, bajki dla dzieci, tworzy Pani poezję. W której z tych form czuje się Pani najlepiej?

Isabelle Margot Moulin: W każdej z wymienionych form czuję się dobrze. Nie mam ulubionego gatunku literackiego. Wybór formy, w której wypowiadam własne stany, przemyślenia, emocje czy spostrzeżenia, dyktuje potrzeba odczuwanego w danym momencie natchnienia i wyobraźni. Utwór, można byłoby powiedzieć, powstaje samoistnie, posługując się mną niczym narzędziem.

MBH: Pani powieści dotykają bardzo trudnych problemów społecznych – bezdomności, młodzieńczego buntu, rozmaitych patologii pojawiających się w rodzinach, życia osób odbywających karę w więzieniach. Skąd zainteresowanie akurat takimi tematami?

IMM: Z fascynacji życiem i człowiekiem, ale również z osobistych doświadczeń oraz z braku zgody na złe traktowanie tych, którzy z jakichś powodów, często od nich niezależnych, nie pasują do ogólnie przyjętego, wyidealizowanego i promowanego w mediach modelu społeczeństwa. Tym samym psują obraz sielankowo zaprojektowanego, codziennego życia, jakie wszyscy na siłę próbujemy upiększać, bojąc się chyba konfrontacji z prawdą. A przecież życie nie jest zawsze lekkie, łatwe i przyjemne, a wymagające i bardzo często po prostu bywa trudne. Ludzie mają paskudną przypadłość oceniania książki po okładce. Wielu patrzy na człowieka w powierzchowny sposób przez pryzmat jego pochodzenia, statusu, wykształcenia, niepowodzeń czy sukcesów, wyglądu czy sprawności. Rzadko dogrzebują się przez to, co zewnętrzne, do tego, co duchowe i świadczące o prawdziwej wartości poznawanej osoby. Nie potrafię się z tym pogodzić. Znam mnóstwo ludzi wartościowych, ale anonimowych społecznie. Albowiem pomimo posiadanych talentów, zostali odrzuceni i skazani przez brak akceptacji na porażkę jeszcze przed linią startu. Wiem, jak ważne jest spotkanie kogoś, kto człowieka dostrzeże i pozna w pełni jego osobowość, uwierzy w jego możliwości i sukces, zainspiruje do działania i wesprze w trudnych chwilach. A jest to możliwe tylko wtedy, kiedy zaczniemy na siebie patrzeć wzajemnie w sposób wrażliwy, z szacunkiem przysługującym każdej osobie bez względu na wszystko, cokolwiek jest z nią związane. Podejmując niełatwe tematy, pragnę pokazać drugie dno otaczającej nas rzeczywistości, by uświadomić moim czytelnikom, że szarość ma różnorodne odcienie.

MBH: Czy sytuacje opisane w Pani powieściach są wytworem Pani wyobraźni, czy też są one oparte na autentycznych wydarzeniach?

IMM: Wszystkie w powieściach opisane przeze mnie sytuacje, jak również wszyscy bohaterowie są wytworem mojej wyobraźni. Nie potrafiłabym wykorzystać czyjejś historii i odsłonić czyjegoś prywatnego życia publicznie. Nie miałabym sumienia. To byłoby nieetyczne. Na szczęście wyobraźnia bardzo często zaskakuje mnie swoim bogactwem.

MBH: Bohaterowie Pani powieści wyróżniają się bardzo bogatym życiem wewnętrznym, skomplikowaną psychiką. Czy tworząc postacie, inspiruje się Pani koncepcjami, teoriami psychologicznymi, czy też te osoby i ich charaktery spontanicznie rodzą się w Pani głowie?

IMM: I bohaterowie, i ich charaktery spontanicznie rodzą się w mojej głowie, podobnie jak pomysły na temat i fabułę związaną z podejmowanym zagadnieniem, chociaż bacznie obserwowane i pochłaniane przeze mnie życie jest niewyczerpanym źródłem inspiracji. Nie ukrywam, że interesuję się psychologią, ale nie ma ona decydującego wpływu na kreowane przeze mnie osobowości. Nie jest wyznacznikiem charakterologicznym. Z pewnością posiadana wiedza pomaga i prawdopodobnie spontanicznie bywa wykorzystywana w pracy twórczej, może nawet bywa stosowana w sposób niekontrolowany, nieświadomy. Nie analizuję jednak teorii psychologicznych przed stworzeniem bohatera, ani nie rozrysowuję pomysłów na postać czy w ogóle na fabułę w formie konspektu. Nie trzymam się kurczowo psychologii jako budulca. Często żartuję sobie, że niczym schizofrenik wchodzę dzięki wyobraźni w świat fikcji w niezwykle realny sposób doświadczanej, stając się świadkiem opisywanych wydarzeń i przyjacielem kreowanych postaci.

MBH: Czy uważa Pani, że dziś, gdy czytelnicy poszukują raczej treści prostych i przyjemnych, trudna literatura psychologiczno-społeczna ma szansę „wygrać” z ckliwym romansem czy schematyczną książką z gatunku fantasy?

IMM: Oczywiście. Dziś dominująca muzyka disco polo nie stanowi przecież zagrożenia dla muzyki klasycznej. Podobnie jest z literaturą psychologiczno-społeczną, którą być może wypiera lżejsza lektura, jak ckliwy romans czy schematyczna książka z gatunku fantasy, ale – uważam – nie naraża na całkowitą eliminację. Nie stanowi ona pozycji, po którą się sięga jedynie dla przyjemności, co nie oznacza że nie będzie lekturą posiadającą swoich odbiorców. Nie brakuje bowiem czytelników interesujących się problematyką społeczną czy psychologią, czytelników, którzy chcą nie tylko dobrze bawić się z literaturą, ale i którzy pragną wybrać się w podróż poznania tego, co człowiek tworzy i co tworzy człowieka. Może tego rodzaju powieści nie są obecnie rozchwytywane, ale jestem pewna, że mają swoich zwolenników, a nawet miłośników.

MBH: Czy praca nad bajką dla dzieci lub poematem przebiega w Pani przypadku inaczej niż nad powieścią?

IMM: Praca nad poematem i powieścią przebiega podobnie. Porywa mnie wówczas rwący, wręcz nieokiełznany nurt natchnienia (tak bym określiła ten niesamowity stan), któremu całkowicie się poddaję, zapisując jedynie to, co w duszy gra, czego doświadczam, co czuję, widzę i słyszę, co wokół mnie się rozgrywa i tańczy. W tworzeniu bajek nie odczuwam trudności, ale staram się kontrolować siłę żywiołu, jakim jest natchnienie, by dobierane przeze mnie słowa czy środki stylistyczne były bardziej dostosowane do wieku czytelnika, chociaż – i tu muszę zaznaczyć – z doświadczenia wiem, bo w taki właśnie sposób postępowałam z własnym synem, że czytając maluchom książki z wykorzystaniem modulacji głosu dopasowanego do, że tak pozwolę sobie to nazwać, teatralnej inscenizacji wokalnej, jesteśmy w stanie uwrażliwić nasze pociechy na język, zaszczepić w nich miłość do bogactwa stylistycznego i do życia z literaturą jako przyjacielem codzienności.

MBH: Pani powieści charakteryzują się ostrym językiem, typowym dla najniższych warstw społecznych. Z kolei bajki i poezja napisane są subtelnie, spokojnie. Czy nie sprawia Pani trudności przenoszenie się pomiędzy tymi – jakże różnymi ‒ stylami?

IMM: Nie odczuwam trudności, ale dyskomfort. Kocham język polski z całym jego niezwykle bogatym dorobkiem stylistycznym i chętnie wykorzystuję jego obrazowość do opisów sytuacji, starając się w jak najbardziej zmysłowy sposób wprowadzić czytelnika w świat literackiej fikcji. Razi mnie słownictwo nafaszerowane wulgaryzmami, choć wplatam je w dialogi, budowane na fundamencie obserwacji czerpanej ze scen ulicznych czy reportaży albo – jak to było w przypadku pisania nowej powieści, dramatu psychologicznego pod tytułem „Zapytaj o jutro”, mającego się ukazać pod koniec tego roku kalendarzowego – także ze słowników. Mam bowiem świadomość, że nie mogę unikać ostrego języka, kiedy decyduję się na fabułę, której akcja dzieje się w miejscu typowym dla najniższych warstw społecznych. Opisując konkretne środowisko, mam obowiązek skupić się na słownictwie powszechnie używanym przez daną grupę. Zależy mi bowiem na zachowaniu wiarygodności. Nie mogę w usta bohatera, będącego osobą zaniedbaną wychowawczo i edukacyjnie, wkładać słów, którymi nie posługuje się na co dzień w relacjach międzyludzkich. Taki zabieg pozwoliłby utrzymać język na poziomie elokwencji i wysokiej kultury, ale dialogi brzmiałyby karykaturalnie i nieprawdopodobnie, a tego rodzaju zakłamań chciałabym uniknąć, ponieważ interesuje mnie prawda o człowieku i życiu, nawet bezwstydnie i odrażająco naga prawda. Pisarz jest przewodnikiem wycieczki, który zabiera swoich czytelników w miejsca warte poznania i zobaczenia, więc jeśli prowadzi turystów do Wersalu, pokaże im magicznie, wręcz baśniowo piękne ogrody, komnaty i architekturę godną podziwu oraz dzieła sztuki zasługujące na wstrzymanie oddechu, ale jeśli uda się ze zwiedzającymi do slumsów, wejdzie w uliczki odrażające i paskudne, cuchnące i brudne, przypominające nierzadko wysypiska śmieci. Identycznie jest z językiem. Tworzę utwory przypominające językowo Wersal, jak na przykład bajki i wiersze. Tworzę również utwory przypominające zastosowanym budulcem-słownictwem slumsy, czego przykładem są powieści chociażby psychologiczno-społeczne. Wszystko zależy od tematu, od opisywanego środowiska czy osób oraz od czytelnika, z myślą o którym w danym momencie tworzę.

MBH: Która z Pani książek jest Pani najbardziej bliska?

IMM: Nie mam takiej książki. Każda jest wyjątkowa, bo inna. Nazwałabym mój stosunek do napisanych przeze mnie książek matczynym zaangażowaniem rodzica w relacje z jego dziećmi. Chyba nie umiem wyróżnić jednej konkretnej publikacji jako najbardziej mi bliskiej. Matka też nie potrafi wskazać dziecka bardziej przez nią kochanego od pozostałych pociech. Poza tym nie mam jakichś wielkich osiągnięć, więc i trudno się mądrze wypowiedzieć w tej kwestii. Może, jak będzie mi dane pochwalić się porządnym dorobkiem pisarskim, wyrobię sobie na ten temat inne niż dziś zdanie?

MBH: Oprócz pisania Pani pasją jest także pirografia. Czy mogłaby Pani opowiedzieć nam coś więcej o tym hobby?

IMM: Przygoda z pirografią zaczęła się od banalnie przyziemnego zajęcia, jakim było samodzielne zrobienie mebli kuchennych, do czego zachęcił mnie i męża nasz serdeczny kolega Mieciu, który okazał się później generalnym wykonawcą tego zaproponowanego nam przedsięwzięcia. Postanowiłam ozdobić drzwiczki szafek wzorami łowickimi. Nie spodziewałam się wówczas, że aż tak bardzo spodoba mi się wypalanie na drewnie. Rozwinęłam skrzydła. Dzięki temu miałam zaszczyt zaprezentować wypalone przeze mnie prace na wystawie zorganizowanej przez Centrum Kultury w Metz w 2018 roku, a kilka miesięcy później przez Université de Lorraine w Nancy. Obecnie odczuwam rosnący apetyt na rozszerzenie amatorskiej działalności plastycznej. Próbuję malować, co jest następstwem mojej zachłanności na życie. Sięgam coraz śmielej po farby akrylowe i olejne. Z wielką przyjemnością również bawię się w rzeźbienie, wykorzystując do tego chociażby mydło i pilniczek do paznokci. Muszę się nawet przyznać, że już upomniałam się o prezent urodzinowy, mobilizując moich bliskich do zakupu porządnych dłut, by móc sprawdzić się w tej umiejętności na bardziej wymagającym poziomie. Praca manualna bardzo mnie wycisza. Pisząc, wpadam w różnorodne stany emocjonalne zależne od sytuacji oraz bohaterów przeze mnie tworzonych. Wypalając na drewnie, malując lub rzeźbiąc w domowym zaciszu, zastygam niemal w błogim spokoju. To wspaniałe doznania.

MBH: Jak tak wszechstronnie utalentowana osoba, jak Pani, znajduje czas na każdą ze swoich pasji?

IMM: Na szczęście nie mam stałej, pełnoetatowej pracy. Zdarza mi się być zatrudnioną na umowę zlecenie. Dzięki temu mam mnóstwo czasu, który mogę wykorzystać na zaspokajanie niepohamowanego apetytu niespokojnej, wiecznie głodnej duszy. Poza tym nie potrafię odpoczywać. Nie umiem. Kocham pracować, zwłaszcza twórczo. Życie jest za krótkie na relaks. Zawsze żartuję sobie, zachęcana do odpoczynku przez bliskich, że nie mam czasu i że jak umrę, to się odprężę i wyleżę za wszystkie lata. Każdy dzień zaczynam od porannego spaceru z psem o 5:00 rano, z którym odbywam rytualną rundkę po dzielnicy. Po powrocie do domu piszę, delektując się kawą. Między domowe obowiązki żony i matki wplatam bardzo chętnie zajęcia manualne. Na szczęście mam bardzo wyrozumiałego syna i dumnego ze mnie męża, którzy mnie wspierają, akceptują jako niedostępną, bo podróżującą w transie natchnienia osobę, którzy mnie motywują i mobilizują oraz coraz częściej wyręczają w wielu domowych, codziennych obowiązkach. Takim cudownym wiatrem w żaglach są również moi czytelnicy, będący sensem mojego twórczego zapału i wierzący we mnie bardziej niż ja sama w siebie.

MBH: Jakie są Pani literackie plany na najbliższą przyszłość?

IMM: O, Boże… Mam ich mnóstwo, aż boję się, czy mi życia starczy na ich realizację. Dzięki naszej współpracy doczekałam się publikacji dwóch książek – powieści pod tytułem „Most” i bajek dla dzieci „Księżyc w oknie”. W piecu naszych starań dojrzewa przecież kolejna publikacja i, jak wszystko ułoży się zgodnie z harmonogramem naszych działań, już w listopadzie pojawi się dramat psychologiczny – niełatwa lektura, ale, mam nadzieję, wartościowa. Obecnie pracuję nad nową powieścią i powolnym krokiem zbliżam się do końca fabuły. Mam już prawie gotowy materiał na lekturę dla dzieci, do którego dopisuję właśnie jeszcze jedną bajkę i który zamierzam rozbudować jako serię tomów zawierających po pięć wierszowanych opowiadań, żywiąc nadzieję, że Wydawnictwo Borgis będzie zainteresowane realizacją tego pomysłu. Przyznam się też, iż w poczekalni mojego warsztatu czekają niecierpliwie bohaterowie kolejnych powieści. Mam pomysł na komedię, by moi czytelnicy mieli możliwość zaczerpnięcia oddechu i oderwania się choć na chwilę od trudnych psychologicznych czy społeczno-obyczajowych tematów. Mam również pomysł na kryminał oraz horror. Nie ukrywam, że posiadam też pomysł na powieść, ponownie społeczno-obyczajową. Gdybym tylko mogła być jak Inspektor Gadżet… No, ale nie jestem, więc muszę uzbroić się w cierpliwość, mając nadzieję na długie życie. Poza tym w międzyczasie piszę wiersze, które można znaleźć na stronie prowadzonego przeze mnie bloga: litera-piora.blogspot.com.

Serdecznie dziękuję za wywiad i za współpracę, mając nieskromną nadzieję na ciąg dalszy naszej niesamowicie wspaniałej przygody z literaturą.