Wydawnictwo Borgis przeprowadza wywiad z Autorką książki “Próbowałam ich polubić“.
Wydawnictwo BORGIS: z jakich powodów podjęła Pani decyzję o emigracji do Niemiec?
Nie podjęłam decyzji o wyjeździe do Niemiec, emigracja w ogóle nie była w planie. Planowaliśmy latem odwiedzić moją kuzynkę, która mieszkała w Niemczech od kilku lat. Poślubiła ona Niemca polskiego pochodzenia. Jeszcze jako nastolatka spędzałam u niej letnie wakacje. Ona i jej siostra przyjeżdżały również na wakacje do mnie do Bydgoszczy. Nie widziałyśmy się przez długie lata. Ponieważ na otrzymanie paszportu i wizy do Niemiec – RFN – czekało się długo, wyjazd nastąpił późną jesienią. To było bardzo miłe spotkanie po latach. Powrót z urlopu planowaliśmy na Boże Narodzenie. Wizę mieliśmy do końca stycznia. Niestety wybuch stanu wojennego w Polsce (13 grudnia 1981 roku) uniemożliwił nasz powrót do kraju. Byliśmy bardzo załamani i przeżyliśmy szok.
WB: co zaskoczyło Panią po przeprowadzce do Niemiec?
Arogancja urzędników biurowych oraz nienaturalna litość Niemców, którzy uważali nas za zło konieczne.
WB: Jakie różnice kulturowe między Polską a Niemcami najbardziej Pani doskwierały, a które okazały się pozytywne?
Kompletna nieznajomość historii wśród młodego pokolenia. Jeśli chodzi o starsze pokolenie, to cechowało ich podejście: „najlepiej by było zapomnieć o wszystkim, co było”. W Polsce uczestniczyło się w kulturze, chodziło się do kina i do teatru, a w Niemczech traktowano nas jakbyśmy byli z dalekiej osady, której członkowie nie potrafią czytać ani pisać. Nasza kultura i tradycja są bardzo bogate. Gdy opowiadałam, ile dla nas znaczy spotkanie z bliskimi w Boże Narodzenie i przy wigilijnym stole, Niemcy byli bardzo zdziwieni. Niektórzy nawet mówili, że świąt nie powinno być, a ważne jest tylko to, że jest wolne i nie pracują. Dla nich nie ma to szczególnego znaczenia. Ich kultura zachowania w towarzystwie i przy stole jest zupełnie inna niż nasza. Odczuwa się taką „niesmaczną” wyższość. Można by tu wymieniać wiele. Pozytywne było to, że my, Polacy, potrafiliśmy się zawsze zachować w różnych sytuacjach. Mam na myśli chociażby spotkania prywatne i nie tylko. Zawsze byliśmy zadbani i dobrze ubrani, niejednokrotnie słyszałam pochwały za to. Doceniano też polską kuchnię. Kultura i historia tych dwóch narodów jest niby podobna, a jakże zupełnie inna.
WB: prowadząc zakład kosmetyczny, usłyszała Pani wiele historii różnych klientów. Która z nich zapadła Pani najbardziej w pamięć?
Było wiele różnych historii. Najbardziej jednak pamiętam spotkanie w sklepie mięsnym z Panią Z., u której sprzątałam raz w tygodniu. Pracowałam wtedy również jako kosmetyczka, w firmie Ellen Betrix, później otworzyłam własny gabinet kosmetyczny. Pani Z. robiła zakupy w najdroższych sklepach i kupowała wędliny w najdroższym sklepie mięsnym. Były tam bardzo smaczne wyroby, ale tylko nieliczni mogli w nim kupować. Ja oczywiście nie. Po pewnym czasie pracowałam w firmie także w soboty, więc przestałam u pani Z. sprzątać. Gdy otworzyłam własny gabinet, ten mięsny sklep miałam za rogiem ulicy. Spotkałam panią Z. któregoś dnia i bardzo się zdziwiła, że i ja robię w nim zakupy. Dałam jej moją wizytówkę i zaprosiłam do gabinetu. Gdy przyszła do mnie jako klientka, powiedziała: „Pani Aniu, ależ się teraz pani powodzi”. Zrobiło mi się jakoś dziwnie w tamtym momencie. Więcej do mnie już nie przyszła. Na zakończenie tej historii chciałabym jeszcze dodać, że na początku niektórzy Niemcy byli dla emigrantów mili z litości, a potem z zazdrości, że nam cudzoziemcom się wiedzie.
WB: czy nadal utrzymuje Pani kontakty z ludźmi, o których wspomina Pani w swojej książce?
Kilka kontaktów pozostało. Gdy jestem tam u córki, odwiedzam kilka moich klientek, które chcą mnie zobaczyć i porozmawiać. Zaprzyjaźniłam się z jedną i niedługo wylatuję, aby ją przywieźć do Polski. Jest Niemką i znamy się już ponad 30 lat. Była na wycieczce w Polsce kilka razy, kiedy mieszkałam jeszcze w Niemczech. Bardzo lubi polski klimat, polską serdeczność. Interesują ją historia i kultura Polski. Pewnie dlatego przyjaźnimy się do dzisiaj, mamy dużo wspólnych tematów. Nigdy nie było między nami żadnych sporów. I może właśnie dlatego nasza przyjaźń przetrwała do dziś.
WB: czy Pani zdaniem po wejściu Polski do Unii Europejskiej przepaść mentalna oraz ekonomiczna między Polakami a Niemcami zaczęła się zmniejszać?
Na początku lat 80. i 90. różnice między Polską a Niemcami były bardzo widoczne i odczuwalne. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku zaczęło się to powoli zmieniać. Jeśli chodzi o mentalność, jest wiele różnic i nie jestem pewna, czy to się zmieni. My Polacy myślimy inaczej, postępujemy inaczej i reagujemy zupełnie inaczej w różnych sytuacjach. Natomiast przepaść ekonomiczna wyraźnie się zmniejszyła. Polak dzisiaj nie jest do zbierania szparagów i ogórków czy od sprzątania. Dzisiaj po prawie dwudziestu latach jest inaczej. Choć jeszcze słyszę: „I sprząta Polka” lub „Opiekuje się starszymi osobami Polka” i to mi doskwiera. Ponieważ jeżdżę do córki kilka razy w roku, to słyszę to często. Zmieniło się dość dużo, ale chyba potrzeba pokoleń, aby zmieniło się bardziej.
WB: czy łatwo Pani odnaleźć się w ojczyźnie po powrocie z emigracji?
Ja jestem u siebie, w swoim kraju i z odnalezieniem się nie miałam absolutnie problemu. Czekałam z utęsknieniem na powrót do ojczyzny. Odnalazłam się w Polsce od pierwszego dnia pobytu, spotykam i poznaję wspaniałych ludzi. Może dlatego, że myślę pozytywnie i jestem optymistką. Czuje się tak, jakbym była tu zawsze, a emigracja była tylko dłuższym snem.
WB: czy teraz, z perspektywy lat, nie żałuje Pani swojej decyzji o emigracji?
Jak już wspomniałam, nie była to decyzja wyemigrowania z kraju. Była to sytuacja wyjątkowa, w której się nagle znaleźliśmy i nikt nie mógł tego przewidzieć. Oczywiście, że żałuję i nigdy nie chciałabym jej ponownie przeżyć.
WB: jak potoczyły się losy Sylwii, Pani córki, czy została dalej w Niemczech?
Sylwia jest szczęśliwą żoną i mamą 9-letniego syna. Jej mąż jest Niemcem i mieszkają w Niemczech. Co roku przyjeżdżają do nas na urlop do Polski. Zięć bardzo polubił Polskę i nazywa ją drugim domem. Po powrocie do Niemiec odliczają dni do następnego przyjazdu.
WB: czy planuje Pani napisać kontynuację swoich wspomnień?
Być może napiszę, choć tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym. Od kilkunastu lat piszę wiersze i mam ich sporo. Na razie spełniam inne marzenie. Od lat moim marzeniem było napisanie książki. Teraz opiekuję się bezdomnymi kotami. Sprawia mi ogromną przyjemność zajmowanie się chorymi kotkami. Ratuję je. Dla tych uratowanych od śmierci staram się znaleźć dom. Marzę o niewielkim schronisku dla nich, aby nie żyły na ulicy. Spełnienia jednego z marzeń doświadczyłam, wydając książkę. Myślę, że i następne się spełni. I może wtedy napiszę kontynuację moich wspomnień.
Od Wydawnictwa Borgis: książka autorstwa Anny Pietraszewskiej Próbowałam ich polubić dostępna jest w księgarniach na terenie całego kraju, jak również w Księgarni Borgis.